Kryzys może okazać się stanem błogosławionym, brzemiennym w potrzebne zmiany, rokujące nowe życie. To czas przełomu i przesilenia, czas domagający się decydującego zwrotu. Wskazuje na moment decydowania i wyboru; zakłada walkę i zmaganie. Jest jak czerwona kontrolna lampka, która sygnalizuje nam, że coś nie funkcjonuje, że pojawiło się niebezpieczeństwo i potrzebna jest nasza interwencja, jakaś ważna decyzja, z której nikt inny nie może nas wyręczyć; ani terapeuta, ani kierownik duchowy, ani spowiednik. Mogą pomóc, ale nie mogą nas wyręczyć w odpowiedzialności za siebie. Ucieczka przed kryzysem, przed odpowiedzialnością za obecny „stan rzeczy”, wcale nie oddala nas od kryzysu, lecz wprost przeciwnie - prowokuje kryzys jeszcze większy. Nawet jeśli na chwilę uda nam się go zagłuszyć, po czasie ujawni się ze zdwojoną siłą. Wypierany kryzys generuje narastający stan napięcia i niepokoju. Kryzys to nawiedzająca nas „godzina prawdy”, która ma otworzyć przed nami nowy czas życia – stan pokoju rodzący się w zdrowiejącym sercu.